środa, 22 sierpnia 2012

Kręcę naturalne kosmetyki :)

Dzisiejszy post o tym co udało mi się ukręcić z wcześniej zakupionych produktów ;)

Chciałam na początek zrobić coś łatwego z produktów które posiadam i oczywiście coś przydatnego.
Szukałam, szukałam i znalazłam coś takiego na jednym blogu :) Zauroczona twórczością autora blogu SmykuSmyka (http://scianymajauszy.blogspot.com/) i jej fajnymi przepisami na kosmetyki naturalne chciałam zobaczyć czy wytworzenie takiego kosmetyku jest takie proste jak to autorka opisuje :)


Do wykonania kostki peelingującej potrzebne było:


Wosk pszczeli ok. 50 gram 
Masło kakaowe ok. 25 gram
Masło shea ok 25 gram
Peeling z pestek truskawek ok. 20 gram
Olej z kiełków pszenicy ok. 10 ml
Witamina F ok. 3 ml
Wyciąg z rumianki ok. 3 ml
Zapach truskawkowy ok. 3ml

Wykonanie
Zagotowałam wodę w garnku i włożyłam do niego szklane naczynie.
Do naczynia wrzuciłam pierw wosk pszczeli. Strasznie wolno się rozpuszczał...
Następnie wrzuciłam kawałek masła kakaowego. To szybciej się rozpuściło.
Na końcu masło shea. Ono najszybciej się rozpuściło :)

Między czasie jak poszczególne składniki rozpuszczały się przygotowałam sobie mieszankę pozostałych składników.
W bardzo "profesjonalnym" sprzęcie czyli kieliszku za pomocą pipety umieściłam witaminę, wyciąg, olejek, zapach :) I myślę, że było to dobrym pomysłem, ponieważ jak zaczęłabym dodawać poszczególne składniki to nie zdążyłabym wszystkich dodać :) Dlaczego? O tym troszkę dalej :)

Niestety nie posiadam jeszcze profesjonalnego sprzętu, więc ratuję się tym co mam :)


Ze 100 gram maseł i wosku uzyskałam po rozpuszczeniu ok. 125 ml żółtego płynu :)



Gdy troszkę przestygło i zobaczyłam, że na ściankach już coś zaczyna mi zastygać wlałam przygotowane wcześniej w kieliszku olejki itd i zobaczyłam co miał SmykuSmyk na myśli pisząc, że to ekspresowo tężej...
Od razu po wlaniu zastygło to co wlałam, szybko dodałam peeling i mieszając cyknęłam fotkę niezbyt wyraźną :)
Myślę, że gdybym dodawała dopiero w tym etapie poszczególne składniki to zastygłoby mi już po dodaniu pierwszego składnika. A może się mylę, nie wiem...



 Niezbyt ładnie wygląda :)

Natychmiast przelałam to do dwóch pojemniczków


 Tutaj akurat jeszcze ładnie wyszło,
ale w drugim pojemniczku, którego nie zrobiłam zdjęcia, wylądowały już prawie zastygnięte fragmenty


Zostawiłam to od ostygnięcia w temperaturze pokojowej. Z racji tego, że dzisiaj jest bardzo ciepło troszkę wolno to stygło :) Ale jak wystygło kostkę mogłam wyjąć z pojemniczka i zaprezentowała się tak:


Prawda, że fajne kosteczka? :)


Ps. Jedynym minusem wykonania tej kosteczki było to, że zmycie zastygniętych resztek ze szklanego naczynia to koszmar :/

3 komentarze: